Znakowe szaleństwo


Źródło : autocentrum.pl
Źródło : autocentrum.pl

Mam prawo jazdy od … no dość długo (Panie wybaczą, ja też mam prawo do podawania prawdy w zawoalowany sposób), przejechałem już kilkaset tysięcy kilometrów po drogach całej Europy. Widziałem różne oznakowanie dróg. Jeżeli chodzi o autostrady to uważam, że np Austria jest wzorem dla każdego. Jednakże jeżeli mam wskazać anty-przykład to też nie mam wątpliwości, jest nim Polska. To co od pewnego czasu dzieje się z oznakowaniem polskich dróg jest po prostu chore. Czy ktoś jeszcze nad tym panuje? Wątpię. Wszyscy mają transport w… głębokim poważaniu.

Nie dalej jak dzisiejszego ranka natknąłem się na kolejne cudownie pomyślane oznakowanie. Otóż szukając dojazdu do nowej drogi, nagle (to istotne, ponieważ drzewa ograniczały widoczność) natknąłem się na drogowskaz. I tu problem. Poruszając się 30 km na godzinę w wężyku aut, zostałem zmuszony do błyskawicznego przeczytania łącznie nazw około (nie jestem pewien)1o miast. Czytam raczej szybko (750 słów na minutę), ale wierzcie mi państwo, że nie dałem rady. Musząc dzielić uwagę pomiędzy ruch na drodze, zbliżające się skrzyżowanie, inne oznakowanie… nie dałem rady. Ciekawy jestem kto dał. Sądząc z faktu, że sporo samochodów zawracało po poboczach, niewielu. Nie wzburzyłoby to mojej krwi tak bardzo, gdyby nie fakt, że oznakowanie to postawiono, zaledwie w kilka tygodni po opublikowaniu raportu NIK, który wytyka służbom utrzymania ruchu właśnie takie oznakowanie. Czy naprawdę nikt nie weryfikuje tego niezwykle istotnego elementu bezpieczeństwa ruchu. Media z lubością przekazują obrazy TIR’ów wjeżdżających pod prąd na autostradę, a może po prostu trzeba pokazywać zdjęcie tego idioty co tam stawiał znaki? Czy aby na 100% winny jest kierowca? A opowieść o znakach można by snuć.i snuc. I tak coś czuję, że jeszcze nie raz będę pisał na ten temat.

I morał z tej bajki taki, że w naszym państwie nikt nie przejmuje się nik. A ja dodam jeszcze zagadkę dla wszystkich:  ile znaków mamy na fotce (od razu dodam, że kilku znaków zdjęcie nie zdołało objąć).

Autor jest właścicielem giełdy ładunków- eSpedytor.pl

Dobra reputacja w transporcie wreszcie w cenie?


Obowiązujące przepisy prawa narzucają przedsiębiorcom, chcącym prowadzić firmę transportową, konieczność posiadania tzw. dobrej reputacji. O co tu chodzi? Czy tylko o kolejną fanaberię ustawodawcy? Być może nie tym razem. Według zamierzeń może  to być lekarstwem na trapiące firmy transportowe problemy z wiarygodnością partnerów w interesach. W praktyce zaś oznacza, że przedsiębiorca transportowy, który nie został skazany prawomocnym wyrokiem za przestępstwa umyślne, takie np. jak karno-skarbowe, przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji, a także  mieniu, obrotowi gospodarczemu (sic!), wiarygodności dokumentów, ochronie środowiska lub warunkom pracy i płacy albo innym przepisom dotyczącym wykonywania zawodu. Ponadto nie wydano w stosunku do niego prawomocnych orzeczeń zakazujących wykonywania działalności gospodarczej w zakresie transportu drogowego. Cieszy się tzw dobrą reputacją.  Należy również dodać, że przedsiębiorca – kierowca, który samodzielnie wykonuje przewozy (jeżdżący pojazdem ciężarowym) oraz kierowcy w jego firmie nie mogą być skazani prawomocnym wyrokiem sądu za przestępstwa umyślne przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji, mieniu, wiarygodności dokumentów lub środowisku (uwaga: nie dotyczy to tylko przewozów na tzw. potrzeby własne).

Sądzę, że uregulowanie to może pomóc w wyeliminowaniu z obrotu gospodarczego ewidentnie nieuczciwe firmy, zwłaszcza te zaś, które wolne ładunki, wolne pojazdy mylą z wolną amerykanką. Oczywiście jak zwykle w takich przypadkach problemem pozostaje egzekucja tego prawa. Ale sądzę, że czas też zrobi swoje. Może więc choć trochę dzięki tym przepisom, za jakiś czas, transport i spedycja staną się miejscem bardziej cywilizowanym i miejscem uczciwej konkurencji… ! Jednakże przy tej dawce optymizmu są i cienie. Przepis nie mówi nic o firmach spedycyjnych. Tzw. spedycje od dawna są uważane za największe rekiny w branży.