
Dotąd stosowane alkoblokery nie pozwalają uruchomić silnika pojazdu , jeżeli nie przejdziesz testu trzeźwości. Najczęściej test wykonywany jest poprzez dmuchanie w dyszę alkomatu. Jest to skuteczna metoda ale ma dwie słabości. Po pierwsze silnik może uruchomić osoba „bez wyziewów” i pozwolić kierować wstawionemu kierowcy (wszak uczynny z nas naród). Po drugie system nie zadziała na kierowcę lubiącego pokrzepić się w trakcie jazdy… To istotne wady i stały się asumptem do znalezienia bardziej radykalnego rozwiązania.
Najnowszy system oparty jest o zdobycze technika w zakresie tzw. biodetektorów. Najnowsze z nich są w stanie określić stopień naszego „nasączenia” etanolem na podstawie pomiarów skóry na dłoniach. Stało się to podstawą do zbudowania zupełnie nowego alkoblokera. Jego czujniki wbudowane są w kierownicę. Ich odczyt jest dokonywany w czasie rzeczywistym, przez cały czas gdy pojazd jest w ruchu. Mało tego system nie jest pomyślany jako blokada lokalna, ale jest spełnieniem marzeń policji, gdyż wyniki pomiarów są na bieżąco przekazywane do centrum monitorującego łącznie z informacją wprost z GPS, gdzie aktualnie „zawiany pojazd” się znajduje. Teraz wystarczy krótki sygnał do najbliższego radiowozu i… koniec jazdy na procentach.
Z jednej strony jest to pierwszy system, który rzeczywiście mógłby wyeliminować pijanych kierowców z ruchu. Obecnie proponowane systemy, trzeba to przyznać, nie będą skuteczne. Z drugiej strony trzeba pamiętać o znaczącym pogwałceniu naszej prywatności, skoro nawet gdy jesteśmy zagorzałymi abstynentami to i tak informacja o tym gdzie i kiedy się wybieramy jest zapisywana w bazach danych „Wielkiego Brata”. Nie wiem co lepsze…